Jeszcze trzy dekady temu korzystanie z funkcji rozmnażania – jednej z podstawowych i kluczowych każdego żywego organizmu, w tym ludzi – było czymś oczywistym. Dziś odsetek bezdzietnych z wyboru w krajach zachodnich sięga od kilku do nawet ponad 10 proc. A ci, którzy na dzieci się decydują, coraz częściej mają jedno, a nie dwójkę bądź trójkę.
Nic dziwnego, że w takich okolicznościach wskaźnik dzietności spadł do mniej niż 1,5 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym (a bezpieczna, stabilna dzietność wynosi 2,15) w prawie całej Europie, co przysparza rosnących problemów dotyczących kwestii społecznych (podziały, rozwarstwienie, finansowanie NFZ czy emerytur), gospodarczych (rynek pracy i rynek konsumencki), politycznych (migracje, zmiany demograficznych wzorców głosowania w wyborach), czy strukturalnych (zapaść demograficzna wsi i małych miast). Najnowsze dane Eurostatu i GUSu są katastrofalne – w Polsce dzietność wynosi już mniej niż 1,3 a w całej UE mniej niż 1,5. Stary kontynent się wyludnia, a zarazem w tej coraz mniej licznej populacji coraz więcej osób to emeryci.
W czasach, w których dominująca ideologia „samorozwoju” i indywidualizmu mówi nam, że dzieci są złe, bo zabierają czas, pieniądze, odciągają od „pasji” albo zwiększają emisje CO2, warto zastanowić się nad tym, jakie korzyści daje nam sprowadzanie na świat potomstwa. I choć brzmi to pragmatycznie i mało romantycznie, to w życiu codziennym rodzenie i wychowywanie dzieci w dużej mierze odnosi się do altruizmu społecznego i poetyki zwykłego, spełnionego przeżywania i przemijania.
dalej:
https://holistic.news/piec-powodow-dla-ktorych-warto-miec-dzieci-jeden-jest-kluczowy/