Synodalne podejście do życia kościelnego, do którego zachęca papież Franciszek, bardzo mi pomogło. Zmusiło mnie do ponownego przemyślenia tego, jak służę w Kościele i jak służę tym, którym służę. Być może najważniejszym spostrzeżeniem, jakie zdobyłem, jest to, że przywódcy kościelni powinni być ostrożni w zakładaniu zbyt wiele o ludziach. Radzimy sobie lepiej, gdy słuchamy innych, zanim zaczniemy o nich mówić lub wydawać osądy. Biorąc pod uwagę lata naszej edukacji i przygotowania w seminarium oraz szacunek, jaki ludzie często nam oferują, błędne przekonanie, że „ojciec wie najlepiej” może łatwo wkraść się do naszego myślenia.
Kilka lat temu kardynał Luis Ladaria, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, zaoferował pomocną radę biskupom amerykańskim. W 2021 roku formułowaliśmy krajową politykę dotyczącą dopuszczania do Komunii katolików pełniących funkcje publiczne, którzy popierają ustawodawstwo zezwalające na aborcję, eutanazję lub inne moralne zło.
Kardynał Ladaria wezwał nas, abyśmy najpierw „dotarli i zaangażowali się w dialog z katolickimi politykami w ich jurysdykcjach, którzy przyjmują stanowisko pro-choice w odniesieniu do ustawodawstwa aborcyjnego, eutanazji lub innego zła moralnego, jako sposób na zrozumienie natury ich stanowisk i ich zrozumienia nauczania katolickiego” (podkreślenie dodane). Dopiero wtedy, jak zauważył kardynał, biskupi mogliby dostrzec „najlepszy sposób, w jaki Kościół w Stanach Zjednoczonych może świadczyć o poważnej moralnej odpowiedzialności katolickich urzędników publicznych za ochronę życia ludzkiego na wszystkich jego etapach”.
Radzimy sobie lepiej, gdy słuchamy innych, zanim zaczniemy mówić lub wydawać osądy na ich temat.
Innymi słowy, powinniśmy ich słuchać, a nie zakładać, że wiemy, jak rozumieją nauczanie Kościoła lub że wiemy, jak postrzegają wypełnianie swoich obowiązków.
To podejście polegające na odłożeniu na bok naszych uprzedzeń i prawdziwym słuchaniu odnosi się również do tego, jak przywódcy kościelni powinni traktować ludzi w różnych sytuacjach życiowych. Obejmuje to nie tylko katolików LGBTQ, ale także osoby pozostające w związku małżeńskim lub samotne, osoby w tak zwanych sytuacjach nieregularnych, osoby żyjące z niepełnosprawnością fizyczną i psychiczną oraz inne.
W ciągu ostatniej dekady jako arcybiskup Chicago zaplanowałem sesje słuchania z osobami reprezentującymi wszystkie te grupy. Rozmowy te dały mi świeżą perspektywę zrozumienia tego, co Kościół ma na myśli, gdy potwierdził na Soborze Watykańskim II, że „radości i nadzieje, smutki i niepokoje ludzi tego wieku, zwłaszcza tych, którzy są ubodzy lub w jakikolwiek sposób dotknięci, są radościami i nadziejami, smutkami i niepokojami naśladowców Chrystusa. Rzeczywiście, nic, co prawdziwie ludzkie, nie odbija się echem w ich sercach” (Gaudium et spes, nr 1).
Oczywiście możemy szczerze potwierdzić to stwierdzenie tylko wtedy, gdy jesteśmy w kontakcie z ludźmi na tych głębokich poziomach ludzkiej egzystencji i słuchamy ich. W moich rozmowach z katolikami LGBTQ spotkałem się z przejmującą prawdą o realiach ich życia w naszym Kościele i w naszym świecie.
Przytłaczająca liczba katolików LGBTQ, których spotkałem, powiedziała mi, że cierpią z powodu poczucia wyobcowania właśnie dlatego, że czują się z góry osądzeni i wykluczeni. Ból ten jest szczególnie dotkliwy, gdy doświadczają go w swoich rodzinach lub wśród tych, którzy byli ich przyjaciółmi. Jest to również prawdą, gdy doświadczają tego jako członkowie własnego kościoła. Opowiadają historie o ostracyzmie, a nawet wyrzuceniu z domu rodzinnego, gdy powiedzieli rodzicom o swojej orientacji seksualnej. Czuli się niemile widziani w kościele, a nawet mówili o odmowie chrztu i przyjęcia do szkół katolickich dzieci, które adoptowali. Jedna z osób powiedziała mi, że sposób, w jaki zostali wygnani, odrzuceni, a nawet znienawidzeni, doprowadził ich do wniosku, że bycie gejem czyni z nich współczesnych trędowatych. Niestety, tego rodzaju wyobcowanie może prowadzić do myśli samobójczych.
W moich rozmowach z katolikami LGBTQ spotkałem się z ostrymi prawdami na temat realiów ich życia w naszym Kościele i w naszym świecie.
Jednak pośród tych realiów wykluczenia i cierpienia leży głęboka odporność, niechęć do rezygnacji z pragnienia bycia dobrym i odpowiedzi na wezwanie Chrystusa do naśladowania Go w życiu Kościoła. Uczęszczają na Mszę Świętą. Angażują się w życie parafii, gdzie są mile widziani. Modlą się codziennie i praktykują uczynki miłosierdzia, zwłaszcza pomoc ubogim.
Wiele z naszych katolickich sióstr i braci LGBTQ ceni sobie życie we wspólnocie. Są przekonani, że ważne jest, aby opowiedzieć się za ich miejscem w życiu Kościoła, ponieważ mają coś nie tylko do otrzymania, ale także do dania, co powinniśmy uznać i przyjąć.
Wiele osób LGBTQ również uczy się i wie, czym jest ofiarna miłość, gdy podejmują się roli rodziców dzieci, które w przeciwnym razie nie miałyby domu. Dzieje się tak również wtedy, gdy osoby LGBTQ wprowadzają w życie Ewangelię społeczną poprzez wolontariat na rzecz dobrych celów i współczucie dla innych, ponieważ tak wielu z nich już wie, co to znaczy czuć się wykluczonym.
Wierzę, że mamy większe szanse na dążenie do świętego życia, jeśli idziemy razem „drogą” (synodos) i pomagamy sobie nawzajem na tej drodze.
W przeciwieństwie do tego, co inni często mówią lub myślą o osobach LGBTQ, pomysł, że mają one wyjątkową obsesję na punkcie satysfakcji seksualnej, jest mitem (tak jakbyśmy nie mieli licznych przykładów kulturowej obsesji na punkcie heteroseksualnej satysfakcji). Z moich rozmów z katolikami LGBTQ wynika raczej, że przywiązują oni dużą wagę do wyrażania miłości i intymności, które są zgodne z nauczaniem Kościoła. W rzeczywistości mają oni tendencję do postrzegania związku z partnerem jako próby ustanowienia stabilności w ich życiu w obliczu rozwiązłości, która jest czasami obecna zarówno w społecznościach homoseksualnych, jak i heteroseksualnych.
Duszpasterstwo skierowane do społeczności LGBTQ powinno zawsze obejmować wezwanie Ewangelii do życia w czystości i cnocie. Jednocześnie w ciągu 50 lat mojej posługi kapłańskiej nauczyłem się, że wszyscy zmagamy się z tymi wymaganiami. W końcu wszyscy jesteśmy powołani do czystości.
Wracając do wezwania papieża Franciszka do Kościoła synodalnego, wierzę, że mamy większe szanse na dążenie do świętego życia, jeśli będziemy iść razem „drogą” (synodos) i pomagać sobie nawzajem w drodze. Oznacza to porzucenie uprzedzającego wykluczenia i unikania tych, których z łatwością, jeśli nie leniwie, osądziliśmy jako niegodnych naszego towarzystwa. Jeśli bowiem będziemy ze sobą rozmawiać, a co ważniejsze, słuchać siebie nawzajem, możemy rzeczywiście rozpoznać to, co wszystkie dzieci Boże dzielą jako członkowie tej samej rodziny: że jesteśmy bardziej podobni niż różni, i że wszyscy pochodzimy od Boga i wracamy do domu.
Kardynał Blase Cupich jest arcybiskupem Chicago.
https://outreach.faith/2025/01/cardinal-cupich-put-aside-preconceptions-and-listen-to-lgbtq-people/